Wciąż mam ciary. Przyznam, że przez niedzielę zastanawiałem się, czy warto zarywać niedzielną noc, by obejrzeć Survivor Series. Skusił mnie jednak Main Event. W końcu walka o władzę i kontrakty w WWE nie na co dzień się zdarza, a to rodziło jeszcze kilka ciekawych rozwiązań na rozpisanie walki. Jednak to co zobaczyłem... spowodowało, że nie zawiodłem się i zrekompensowało mi nieprzespaną noc przez oglądanie gali.
Zdjęcie tylko podkreśla czemu oglądając końcówkę gali i długo po niej miałem ciarki na całym ciele. STING! STING ZADEBIUTOWAŁ! Lepszego momentu Vince nie mógł znaleźć na jego debiut, jednak sposób i cała sytuacja... po prostu zelektryzowała wszystkich i zaskoczyła jak przerwanie streaku The Undertakera na WrestleManii trzydziestej przez Brocka Lesnara.
Jednak cała walka i otoczka była od początku naprawdę znakomita. Szybkie znokautowanie i odpadnięcie Marka Henry'ego. Niespodziewana eliminacja jako pierwszego Rybacka. No i w końcu... jeden z dwóch decydujących momentów. KO Punch od Big Showa w Johna Cenę, po czym olbrzym podał rękę Triple H'owi i wyeliminował z walki zarówno samego siebie jak i Cenę. Może akurat heel turn Showa już nie robi takiego wrażenia, bo co roku jest turnowany i to zaczyna mdlić... ale kto by się spodziewał, że Dolph Ziggler zostanie w ten sposób rozpisany?! On sam na trzech rywali: Luke'a Harpera, Kane'a i Setha Rollinsa. I wszystkich wyeliminował! On, nie Cena, który szybko odpadł, a był główną postacią tego feudu wraz z Authority! Do tego rozpisanie samej końcówki... Triple H pokazany jako ostatni sukinsyn gotowy do zrobienia wszystkiego, absolutnie wszystkiego, by zapewnić sobie władzę. Wola walki Zigglera... no i debiut Stinga! Kurcze... spodziewałem się tego bardziej na Royal Rumble, a tymczasem dostajemy to na Survivor Series, co tylko podkreśliło rangę tego PPV, a przecież przez rozpiskę walk szykował się co najwyżej przeciętna gala.
Historia stworzona ponownie na nowo. Jestem szczęśliwy, że jako fan wrestlingu mogłem obserwować debiut Stinga w WWE. Pytanie... czy pojawi się na najbliższym Monday Night RAW? No i co teraz ze sprawowaniem władzy w WWE? The Authority już nie będzie... więc chyba wróci rola Generalnego Managera. Ale kto nim będzie? Jedno PPV potrafiło zmienić obraz obecnego WWE na zdecydowanie lepszy i ciekawszy. A może Triple H zacznie walkę o posadę Chairmana z samym Vincem, która zostanie skończona na WrestleManii XXXI?
Nie tylko jednak Main Event był na wysokim poziomie. Dobre tempo miała walka Deana Ambrose'a z Bray'em Wyattem i już zapowiedziano ich rewanż na TLC z czego się cieszę, bo mieliśmy mały przedsmak co może nas czekać. Do tego pojawienie się Bad News Barretta i Romana Reignsa robi nadzieję, że obydwaj wrócą do ringu przed końcem roku. Nowy ring attire i nowa partnerka Fandango jest chyba najmniej wartą rzeczą do wspomnienia. Ale na przykład zdobycie WWE Tag Team Championships przez The Miza i Damiena Mizdowa mnie totalnie zaskoczyło.
WWE jednak potrafi być nieobliczalne, za co właśnie oglądam tą federację i śledzę wrestling. Mimo iż od WrestleManii XXX poziom tygodniówek spadał... to jednak teraz powinno być tylko ciekawiej. A ci którzy mieli obejrzeć Survivor Series, ale jednak się nie zdecydowali... niech teraz tego żałują, bo jest czego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz